wtorek, 5 kwietnia 2011

FULL OF COLORS...

Oj spragniona  jestem  porządnej wiosny, ciepłej , słonecznej  , kolorowej  i  pachnącej.
Tym  bardziej ,że  jej smak poczułam  niedawno , niestety  poza  granicami naszego  kraju.
A u  nas powoli , jak dla  mnie  za  wolno,
tęsknię  za  słońcem  i  kolorami.
Chociaż  nie  jestem  fanką intensywnych  kolorów np. we  wnętrzach, to  na  zewnątrz   poprostu  uwielbiam.
W  moim  domu   jedynie  półka  z ksiażkami przypomina  kolorami wiosnę .


I świetnie  sie  składa  jest  na kolejnym  wyzwaniu art-piaskownicy
na które wszystkich  zapraszam.
A przy okazji  kolorów  na  półkach  z  książkami  przypomniała  mi  sie  jedna  historia:)


Kiedyś wpadł  mi  do  głowy  pomysł  aby  ksiażki  na  półkach ułożyc  wg  kolorów .
Od najjaśniejszych  - białych  przez  wszystkie  kolory  tęczy do  czarnych  jak  smoła.
Było z  tym trochę  pracy  ale  efekt  wizualny -wart  zachodu.
Byłam  z  siebie  dumna , do  czasu...
Najpierw niekończące  sie pytania  mojego męża...

mąż : -Powiedz  mi  gdzie są  teraz  nasze  przewodniki?
ja: A konkretnie  jakiego  szukasz?
mąż : Chorwacji
ja: A jakiego  był  koloru?
mąż:???
ja: no  okładka  jakiego była  koloru?
mąż: nie pamietam, nieważne
ja: no  ważne, niebieska?szukaj  w  niebieskich
mąż: o, no jest.A przewodnik po...  kolejne  pytanie o  kolor...,który  trzeba  sobie  przypomnieć...
skakanie  po  półkach  .
No i  wreszcie  awantura.
Że po  jaką  cholerę...
Czy  nie  może  być  jak dawniej, logicznie  i  pod reką , że trzeba  będzie  teraz  listę zrobić  co  jakiego  jest  koloru , że  chyba  zwariowałam.
I moje  tłumaczenia ,że normalny  człowiek jak ma  ksiażki,  to  pamięta i  okładki  i  kolory.
Tak  mi  się wydawało, poza tym półka  wygladała  zjawiskowo.
Pewnego  dnia postanowiłam przeczytać  kolejny  raz pewną  książkę.
CZARNA  okładka na  niej  zdjęcie  dziewczynki w  stylu  retro.
Szukam, szukam.....w  czarnych , szukam....i  nic
jeszcze raz,  jeszcze  raz  kolejny  raz.....i nic .
Pożyczałam koleżance  , ale  oddała.
Pożyczałam drugiej też  oddała , może siostrze ?
Dzwonię  nie  pożyczałam  ale  obiecałam  , że pożyczę.
Oczywiście  śmiech mojego męża.
Jak  chciałaś  to  teraz MASZ!
Poszukiwania  trwały kilka  miesięcy, cały  czas  wypatrywałam  jej  wśród  czarnych  ale  i  szarych i zbliżonych kolorach.W końcu wszędzie.
 I nic kamień  w  wodę.
Pewnego dnia siedząc przed toaletką a musicie  wiedzieć ze  sąsiaduje  z  biblioteczką.
Co  umożliwia  mi  częste wgapianie  się w  kolory moich  ksiażek.
Patrzę  i  własnym  oczom  nie wierzę-JEST!!!
To niemożliwe, jakie  szczęście, a już  miałam  kupić nową.
I to na  poziomie moich  oczu , jak ja  jej  mogłam  nie widzieć?
Podekscytowana  opowiadam  mężowi.
mąż: ( ironicznie)Jak mogłaś  jej nie  zauważyć  przecież  czarnych akurat  niema  za  dużo?
ja : bo ona  nie dokońca  była  w  czarnych
mąż:?
ja: bo  okładką  ma  czarną ....ale  sam grzbiet to  ona ma ... czerwony.
mąż : była  w  czerwonych?
ja;  no. Popatrz  tyle  czasu jej  szukałam.
"A przecież każdy pamięta okładki  swoich książek"- tego  już  na  głos nie powiedziałam.
Nieład kolorystyczny powrocił  na  półki, jest  logicznie  i pod ręką
THE END

 





POZDRAWIAM

1 komentarz:

  1. To dobre!! Uśmiałam się niesamowicie, czytając ten post:)!
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń